poniedziałek, 20 stycznia 2014

Chapter 2

10 lat później...

Stałem na dachu ogromnego wieżowca czekając na swoją ofiarę. Hank Miller był zwyczajnym niczym nie wyróżniającym się mężczyzną, po prostu znalazł się w nie właściwym miejscu i w niewłaściwym czasie. W oknie naprzeciw mnie zapaliło się światło, przyłożyłem prawe oko do lunety karabinowej namierzając cel. Wstrzymałem oddech i powoli nacisnąłem spust. Pocisk wystrzelił zostawiając sporą dziurę w czole ofiary. W pośpiechu pozbierałem sprzęt a następnie pognałem w stronę schodów pożarowych. Znalazłszy się bezpiecznie na dole, jak gdyby nigdy nic wmieszałem się w tłum ludzi zapewne wracających z pracy. Wyciągnąłem z kieszeni telefon wykręcając dobrze znany mi numer.
- Zadanie wykonane - odparłem wykrzywiając twarz w delikatnym uśmiechu
- Dobra robota Loganie. Pieniądze dostaniesz wieczorem a teraz wiesz co masz robić -mężczyzna zakończył rozmowę. Otworzyłem tylną klapę telefonu, następnie wyjąłem baterię a kartę przełamałem na dwie równe części wrzucając do pobliskiego śmietnika. To była część procesu w ten sposób nikt nigdy nie zdołał mnie namierzyć, byłem niczym cień.
Dotarłem do mieszkania gdy ciemność całkowicie spowiła miasto. W skrytce znajdującej się pod podłogą schowałem broń, która była zamknięta w starym i już nieco zniszczonym futerale po skrzypcach. Przetarłem zmęczone oczy cicho wzdychając. Od kilku lat właśnie tak wyglądało moje życie. Zająłem miejsce na skórzanej sofie stojącej pod ścianą. W jednej ręce trzymałem butelkę najlepszej whiskey jaką amerykanie zdołali wyprodukować a w drugiej pilota od telewizora. Nacisnąłem guzik a moim oczom ukazały się najświeższe wiadomości. Wziąłem potężnego łyka ciemnego trunku, przyjemne ciepło przelało się przez moje ciało a serce znowu zaczęło szybciej pracować. Nagle moich uszu dobiegł głos spikera.
- Mężczyzna ginie w tajemniczych okolicznościach – oznajmij stojąc w mieszkaniu Millera – Nie ma świadków ani żadnych dowodów na to kto mógłby stać za tą okrutną zbrodnią – rozłożył dłonie w geście bezradności. - Jeśli jednak jest ktoś kto widział coś podejrzanego prosimy o szybki kontakt z policją – dokończył a na ekranie pojawiły się reklamy. Ktoś zapukał do drzwi. Zwlokłem się z kanapy i przekręciłem srebrną gałkę, moim oczom ukazał się Jax. Poznałem go w ośrodku szkoleniowym, był ulubieńcem mistrza Jina dopóki się nie zjawiłem. Wiedziałem, że mnie nienawidzi. Byłem od niego szybszy, silniejszy oraz zdolniejszy, nie mógł tego przeboleć. Wpuściłem go do środka. Czarną walizkę, którą trzymał w ręce położył na blacie w kuchni.
- Twoje wynagrodzenie – odparł wsuwając dłonie do kieszeni
- Dzięki – burknąłem – to wszystko ?
- Co to ? - spytał wskazują pod brudkiem ścianę całą pokrytą zdjęciami oraz różnymi wycinkami z gazet
- Nie twoja sprawa – syknąłem – wynoś się – blondyn rzucił mi złowrogie spojrzenie po czym zniknął. Moje ciało ogarnęło zmęczenie. Wszedłem do sypialni a w zasadzie pseudo sypialni iż było to puste pomieszczenie z wielkim materacem leżącym na podłodze. Wziąłem w dłonie fotografię oprawioną w ramkę. Zdjęcie przedstawiało małego chłopca w objęciach kobiety. Przymknąłem powieki a w mojej głowie momentalnie pojawiły się demony przeszłości...


- Tato, Tato spójs …. - krzyknął malec wywijając zeszytem
- Loganie co ja ci mówiłem, zamiast zajmować się głupotami mógłbyś przeznaczyć ten czas na ćwiczenia – odparł brunet
- Kochanie nie krzycz na niego – drobna blondynka kucnęła przy chłopczyku całując go w policzek – co namalowałeś skarbie – spytała łagodnym tonem
- peska – uśmiechnął się pokazując dzieło mamie. Kobieta objęła go tuląc mocno do siebie – Kocham cię szkrabie …


Poczułem jak po moich policzkach płyną łzy wtuliłem się w poduszkę cicho szlochając. Tak cholernie tęskniłem. Ktoś kiedyś powiedział, że ból w końcu minie zostawiając jedynie małą bliznę. To było kłamstwo. Ból wcale nie minął tylko wracał każdej nocy ze zdwojoną siłą powodując trudności w oddychaniu. Wspomnienia przeżytego horroru nie dawały mi spokoju. Zemsta się musi dopełnić inaczej moja dusza nigdy nie będzie wolna....
***




- Masz go znaleźć a następnie zlikwidować – Law stał plecami do mnie obserwując przez szybę słońce zachodzące nad Tokio.
- To wszystko ? - spytałam spoglądając na przystojnego bruneta ze zdjęcia
- Spraw żeby cierpiał - choć nie widziałam jego twarzy wiedziałam, że się uśmiechnął – Ostatni z rodu Hendersonów musi zginąć więc nie spieprz tego
- Nie martw się nie zawiodę – nałożyłam na ramiona swój czerwony płaszcz – Za godzinę mam samolot po jutrze powinno być po wszystkim – oznajmiłam
- Powinno ? - odwrócił się mierząc mnie wzrokiem – chyba się przesłyszałem...
- Będzie – poprawiłam

- Tak myślałem... a teraz idź – skinął głową na pożegnanie a ja opuściłam przestronny gabinet. Niedługo potem dotarłam na lotnisko. Przeszłam przez odprawę bagażową i już po chwili siedziałam na swoim miejscu. Oparłam czoło o niewielką szybę rozmyślając nad sposobem pozbycia się niejakiego Logana. Z letargu wyrwała mnie dopiero stewardesa
- Podać Pani coś do picia - uśmiech miała chyba przyklejony do twarzy
- Tak poproszę Pepsi - włożyłam słuchawki do uszu oczekując na ulubiony napój.

***

Obudził mnie potworny ból głowy. Wygrzebałem się spod pościeli udając do łazienki. Gdy ujrzałem swoje odbicie w lustrze - przestraszyłem się. Przede mną stał wrak człowieka. Odkręciłem kurek przemywając twarz chłodną wodą. Zmieniłem ciuchy oraz założyłem ciemne okulary na zapuchnięty oczy po czym wyszedłem z mieszkania. Wcisnąłem dłonie do kieszeni jeansów idąc przed siebie. Nie miałem konkretnego celu, po prostu włóczyłem się po mieście. Świeże powietrze było lekarstwem na truciznę płynącą w moich żyłach. Przystanąłem na skraju parku obserwując dziecko bawiące się ze swoim ojcem. Ja nie miałem prawdziwego dzieciństwa. Odwróciłem się na pięcie wpadając na kogoś. Gorąca substancja poparzyła moje ciało.
- Przepraszam Pana - głos kobiety był wyraźnie zdenerwowany 
- To moja wina - odparłem szybko - powinienem uważać jak chodzę
- Teraz przez to nie dostarczę organizmowi odpowiedniej dawki kofeiny - zaśmiała się 
- A więc kupię Pani następną  
Przeszliśmy na drugą stronę ulicy wchodząc do małej ale za to przytulnej  kawiarenki. Stoik w rogu był pusty więc zajęliśmy miejsca a kelnera przyjęła zamówienie.  Zdjąłem czapkę wraz z okularami odkładając je na bok. Jej szmaragdowo zielone oczy wbite były w moją twarz. Nieprzyjemny chłód przeszedł przez mój kręgosłup. 
   ***

Nie mogłam uwierzyć w to co widzą moje oczy. Siedziałam na przeciw mężczyzny, którego miałam zabić. To musiał być jakiś pieprzony żart. Jego twarz rozjaśnił uśmiech a moje serce zabiło szybciej. 
- Jestem Tommy - skłamał lecz ton jego głosu był niezwykle uwodzicielski. Nogi miałam jak z waty. 
- Elena - wymyśliłam jakieś imię na szybko  delikatnie odwzajemniając uśmiech.  Po raz pierwszy znalazłam się w tak chorej sytuacji zwykle to nie bywam na pogaduszkach ze swoimi ofiarami. Starałam się jak mogłam unikać spojrzenia jego czekoladowych oczu, niestety kiepsko mi szło. Wzięłam łyka parującego napoju przymykając powieki.
- Czym się zajmujesz  - spytał nie odrywając ode mnie wzorku
- Projektuje ubrania - w zasadzie nie kłamałam projektowanie było moją pasją 
- Rozumiem, że ten płaszcz to twoje dzieło - wskazał na czerwony materiał na moimi plecami. 
- Tak owszem - pokiwałam głową i dopiłam resztkę kawy - muszę iść, miło było cię poznać Tommy - podałam mu rękę i szybkim krokiem opuściłam kawiarnie.  Głęboko odetchnęłam gdy nagle poczułam jak ktoś łapie moją rękę 
- Nieźle kłamiesz - usłyszałam szept. Wyswobodziłam się z uścisku a brunet upadł na kolana 
- Skąd wiesz, że kłamię - spytałam spoglądając na niego z góry
- Hm... powiedzmy, że mam coś w rodzaju 6 zmysłu - zacisnęłam dłoń w pięść  lecz chłopak przewidział mój ruch. Odsunął się w porę unikając ciosu. Był zwinny. Na mojej twarzy zamajaczył grymas. Brązowooki podniósł się na nogi.  
- zatańczymy ? - spytał nie spuszczając ze mnie wzroku
- z miłą chęcią - odparłam atakując pierwsza. Był cholernie szybki potrafił odczytać każde moje posunięcie. Imponował mi.  Wskoczyłam jedną nogą na pobliską ławkę, wybiłam się w powietrze a drugą nogą wymierzyłam solidne uderzenie w twarz chłopaka. Zachwiał się po czym upadł. Czerwona ciecz buchnęła z jego warg. Wylądowałam z gracją tuż obok. Po raz kolejny wstał, otarł krew wierzchem dłoni blokując mój ruch. Złapał mnie w kleszcze swojego uścisku, choć próbowałam nie mogłam się oswobodzić.
- I co teraz Eleno - syknął. Przegrałam. - A ja chciałem cię tylko zaprosić na kolację - odrzekł kiwając głową - tak naprawdę nie sądziłem, że mnie okłamałaś, chciałem tylko jakoś zagadać a tu proszę ...- zacmokał z podziwem 
- Oferta dalej aktualna ? - spytałam ciężko oddychając 
- O 20 pod restauracją ''Glance'' - puścił mnie i wsiadł do nadjeżdżającej taksówki
Usiadłam na krawężniku. Boże co się ze mną działo. Schowałam twarz w dłonie a z moich oczu pociekły słone łzy....

sobota, 18 stycznia 2014

INFORMACJA

Po pierwsze chciałbym podziękować wszystkim osobom za czytanie moich wypocin :) THANK YOU ALL :) Jeśli lubicie Igrzyska Śmierci to zapraszam was na mojego drugiego bloga, którego będę prowadził równo z tym.... Oto link : http://you-and-i-will-be-safe-and-sound.blogspot.com/  i dodam, że rolę Gale'a przejął Kendall:)
Zbliża mi się sesja więc błagam bądźcie wyrozumiali :) Jeszcze raz WIELKIE DZIĘKI :)

czwartek, 16 stycznia 2014

Prologue

"Każdy wojownik światła bał się kiedyś podjąć walkę. Każdy wojownik światła zdradził i skłamał w przeszłości. Każdy wojownik światła utracił choć raz wiarę w przyszłość. Każdy wojownik światła cierpiał z powodu spraw, które nie były tego warte. Każdy wojownik światła wątpił w to, że jest wojownikiem światła. Każdy wojownik światła zaniedbywał swoje duchowe zobowiązania. Każdy wojownik światła mówił "tak", kiedy chciał powiedzieć "nie". Każdy wojownik światła zranił kogoś, kogo kochał . I dlatego jest wojownikiem światła. Bowiem doświadczył tego wszystkiego i nie utracił nadziei, że stanie się lepszym człowiekiem." 



He was the perfect warrior, cold and ruthless! He lived by has strength alone! Uninhibited by foolish emotion...



Mały chłopczyk szedł samotnie w nieznanym mu kierunku. Wokół niego rósł gęsty las a nad nim miliony gwiazd rozświetlały ciemne niebo. Do jego uszu oprócz szumu wiatru dobiegł przeraźliwy krzyk.  Przyśpieszył kroku wsuwając zmarznięte dłonie do kieszeni spodni. Łzy wielkości ziaren grochu kapały z jego brązowych oczu.
- Ty będziesz następny - jego mózg przeszył głos podobny do syczenia jadowitego węża. Serce waliło mu jak oszalałe, chciał być jak najdalej od miejsca, w którym zaledwie godzinę temu rozegrał się krwawy horror. Odwrócił głowę za siebie niespokojnie się rozglądając, jakiś cień mignął tuż obok starego dębu ogarnęło go dziwne uczucie zupełnie jakby ktoś za nim podążał. Poruszał kończynami sprawdzając czy strach nie sparaliżował jego ciała. Spojrzał ostatni raz w kierunku drzewa i nie patrząc pod nogi pognał przed siebie. Płuca paliły go żywym ogniem lecz on nie zwalniał. Jego życie leżało teraz w jego nogach, odgłos łamanych gałęzi niósł się echem po ciemnym lesie. Rękami odgarniał krzaki, które orały jego twarz oraz zostawiały liczne rany. Stopa bruneta zahaczyła o wielki korzeń, i chłopak runął w dół zbocza, zatrzymał się na brzegu o mało nie wpadając do rzeki przepływającej przez środek lasu. Jego wzrok powędrował na rwącą wodę, nie zastanawiając się 2 razy wskoczył do niej, rozpaczliwie młócąc rękoma próbował wygrać z silnym wiatrem jak i z coraz mocniej zacinającym deszczem. Czuł jak woda dostaję się w jego płuca chcąc ściągnąć go na samo dno. Resztkami sił dopłynął do celu opadając w błoto. Spazmy kaszlu przeszywały jego zmęczone ciało lecz nie mógł się poddać, nie teraz, nie gdy był już tak daleko. Podniósł się ponownie ruszając przed siebie, każda cząstka paliła go z bólu, chłopak jedynie zacisnął zęby starając skupić swoje myśli nad tym że musi odnaleźć schronienie.
- i tak cię złapie - w jego głowie ponownie rozbrzmiał ten sam przepełniony jadem syk. Jego małym ciałem wstrząsnęło miliony dreszczy, coraz bardziej zaczynał się bać teraz był pewien, że wyobraźnia nie płata mu figli w tym samym momencie dostrzegł w oddali blade światło, zamrugał kilkakrotnie powiekami lecz ono nie zniknęło. Czuł jak wstępuję w niego nadzieja, odnalazłwszy w sobie resztkę energii mocno przyśpieszył. Będąc już prawie na miejscu jego głowę przeszył gigantyczny ból. Ogarnęła go ciemność  a on sam upadł tracąc przytomność...
                                                                                        ***
-  Mistrzu co zrobimy z chłopakiem - niski blondyn podszedł do siedzącego na skale mężczyzny w starszym wieku.
- Dużo przeszedł, trzeba się nim zająć a jak wydobrzeje zacznie trening wraz z innymi - odparł splatając palce
- Mistrzu nie sądzę aby to był dobry pomysł
- Wyczuwam w nim ogromną moc Jaxie....
- Tak jak i nienawiść - wtrącił chłopak - emanuje z niego potężna a zarazem mroczna siła
- Znałem Jego ojca to nie przypadek, że trafił tutaj. Niewątpliwie ten dzieciak jest stworzony do wyższych celów - zakończył dyskusje mędrzec
                                                                                         ***
Promienie słońca wpadły do pomieszczenia wybudzając go ze snu. Poruszał kilkakrotnie powiekami uzyskując ostrość widzenia. Powoli podniósł się do pozycji siedzącej lecz szybko pożałował swojej decyzji. Ból spowił całą jego czaszkę w skutek czego chłopak opadł z powrotem na materac. Nie wiedział gdzie się znajduje, setki myśli kłębiło się w jego głowie. Drzwi naprzeciw niego się uchyliły i do środka wszedł wolnym krokiem starszy mężczyzna. 
- Witaj Loganie - odparł z uśmiechem malującym się na jego  twarzy pokrytej licznymi zmarszczkami, brunet nie odpowiedział tylko wpatrywał się zacięcie w oczy starca. 
- Nic ci już nie grozi chłopcze, znajdujesz się w ośrodku szkoleniowym. Tylko osoba zapisana oraz należąca do tego miejsca mogła je odnaleźć.
- I ja niby jestem taką osobą - parsknął chłopak 
- Twój tato zapisał Cię zanim się jeszcze urodziłeś 
- Znał Pan mojego ojca - Logana ogarnęło zdziwienie, zmrużył powieki nie wiedząc co powiedzieć
- To nie temat na teraz - mężczyzna przerwał rozmowę - Odpoczywaj wkrótce zaczynasz trening- po tych słowach zniknął zostawiając bruneta samego wśród setek pytań lecz bez żadnych odpowiedzi....