środa, 26 lutego 2014

Chapter 3



Leżałam w ciemnym hotelowym pokoju wpatrując się w sufit. Duże krople deszczu rozbijały się o szybę zakłócając ciszę. Przed oczyma wciąż miałam te cudowne czekoladowe tęczówki. Było to co najmniej dziwne, gdyż kobieta taka jak ja nie posiada przecież żadnych uczuć. Potrafię z zimną krwią wyrżnąć armię wyszkolonych wojowników w niecały kwadrans. Jestem niczym duch jeśli tego zapragnę. Delikatnie przekręciłam się na bok na co stare łózko delikatnie zaskrzypiało. Godzina na zegarku wskazywała 19:00. Miałam więc jeszcze trochę czasu nim zacznę przygotowywać się do umówionego spotkania.  Dziś wieczór jest moją okazją... okazją aby zlikwidować swój cel. Tylko to się liczyło.  Podniosłam się z materaca i wolnym krokiem przeszłam do łazienki. Wszystkie kosmetyki jak i różne najpotrzebniejsze rzeczy ułożone były w idealnym porządku. Oparłam dłonie o umywalkę spoglądając w lustro. Przeraziłam się widokiem kobiety stojącej po drugiej stronie, momentalnie odkręciłam  zimną wodę przemywając twarz. - No już Elektra weź się w garść – powiedziałam na głos i w pośpiechu zaczęłam przebierać ciuchy.  Gdy byłam gotowa ruszyłam w stronę restauracji ''Glance''. Wieczór był wyjątkowo ciepły, przyjemny wiatr rozwiewał moje włosy a świeże powietrze wypełniało moje płuca. Otuliłam się płaszczem przyśpieszając kroku, gwizdy nade mną wskazywały mi drogę oraz dodawały otuchy. To właśnie one były tłem jak i świadkiem moich zbrodni.  Widziały niejedną rzecz i pewnie nie ostatnią. Przystanęłam na moment próbując złapać oddech właśnie wtedy Go zobaczyłam. Stał przed drzwiami lokalu z bukietem róż w prawej ręce. Czarny garnitur idealnie  podkreślał jego mięśnie.  Wypuściłam powietrze i powoli zbliżyłam się do chłopaka.
- Witaj Tommy – uśmiech pojawił się na mojej twarzy nim zdążyłam się opanować
- Elena, wy...wyglądasz cudownie – zająkał się. Wielki Logan Henderson miał słabości. Niczym dżentelmen otworzył przede mną drzwi a ja bez słowa weszłam do środka.  Kelner zaprowadził nas do osobnej sali, co tylko bardziej mnie zadowoliło. Łatwiej będzie go załatwić bez tłumu gapiów dookoła. Brunet usiadł naprzeciwko mnie. Był wkurzający gdy wlepiał we mnie swoje ślepia labradora. Przez te cudowne źrenice nie mogłam się skupić na pracy.
- Zawsze jesteś taka milcząca – odparł rozlewając wino do dwóch kieliszków
- A ty taki szarmancki – odbiłam piłeczkę na co chłopak jedynie się roześmiał a ja upiłam trochę czerwonego trunku. Nagle spostrzegłam niewielką bliznę nad jego prawym okiem – Co to? - nachyliłam się i przejechałam po szramie opuszkami palców. Logan przymknął oczy wdychając mocno powietrze
- Mam ją od dnia, w którym zginęli moi rodzice – te słowa wypadły z niego niczym pociski zupełnie tak jakby nie kontrolował tego co mówi
- Przykro mi – spojrzałam na niego, jego twarz była przekrzywiona bólem. Dotarło do mnie, że mamy coś wspólnego tylko, że ja straciłam matkę. Założyłam nerwowo kosmyk włosów za ucho przeglądając menu. Śledziłam wzrokiem nazwy potraw, lecz mimo to czułam na sobie spojrzenie chłopaka. Moją twarz oblał szkarłatny rumieniec. Dzięki Bogu kelner podszedł w samą porą
- Wybrali już Państwo na co mają ochotę ? - spytał wyciągając niewielki notesik z kieszeni białego fartucha
- Ja poproszę wysmażonego steka z surówką oraz pieczonymi ziemniakami – oznajmił brunet zamykając kartę dań – a dla Ciebie Eleno ? - Przegryzłam dolną wargę jeszcze przez moment się zastanawiając, wreszcie oznajmiłam – Dla mnie sałatka z kawałkami kurczaka . Kelner ukłonił się nisko po czym opuścił pomieszczenie.  Uniosłam twarz a nasze oczy się spotkały. Miliony ciarek przeszły przez moje ciało pod wpływem jego cudownego uśmiechu.
- Mam nadzieję, że kwiaty ci się podobają – przerwał panującą ciszę
- Tak są śliczne dziękuję – przytaknęłam a w brzuchu poczułam dziwny ucisk – Nie powiedziałeś mi jeszcze czym się zajmujesz na co dzień – Delikatnie oblizałam swoje wargi, podpierając pod brudek na dłoni i kokieteryjnie zamrugałam rzęsami
- Niczym takim – podrapał się po włosach najwidoczniej szukając idealnego kłamstwa – jestem tekściarzem. Piszę piosenki następnie je sprzedaje wraz z prawami autorskimi – uśmiechnęłam się. Chłopak miał wyobraźnie, nie ma co. Po chwili pojawił się ponownie ten sam kelner, tym razem z zamówieniem.
Na widok apetycznej sałatki zaburczało mi w brzuchu więc momentalnie wbiłam w nią swój widelec. Była wyśmienita. Zmrużyłam powieki delektując się każdym jej kęsem. Chłopak przysunął się bliżej mnie, poczułam jak opuszki jego palców gładzą moja dłoń. Dostałam gęsiej skórki. Zapach jego perfum drażnił moje nozdrza.
- Chcesz trochę – zaśmiałam się wsuwając widelec do jego malinowych ust.  Musiałam przyznać, że naprawdę się dobrze bawiłam. Logan okazał się wyjątkowym, czarującym chłopakiem. Udało mi się nawet zapomnieć, iż pod koniec tego jakże wspaniałego wieczoru będę zmuszona pozbawić bicia jego serca. Oblizałam wargi bacznie obserwując każdy nawet najdrobniejszy gest mężczyzny.
- A może przeniesiemy się do mnie – spytałam biorąc go za rękę. Nie musiałam długo czekać na odpowiedź i po chwili siedzieliśmy w taksówce. Wszystko miałam idealnie zaplanowane. Gdy weszliśmy do holu, recepcjonista został zaczepiony przez mężczyznę którego wcześniej przekupiłam. Kamera skierowała się w przeciwną stronę więc przeszliśmy do windy niezauważeni. Brunet przez całą drogę był spięty. Weszliśmy do niewielkiego apartamentu.
- Napijesz się czegoś – mruknęłam ściągając płaszcz
- Whiskey z lodem – odparł rozglądając się wokół – niezły widok – wskazał na wielkie szklane okno zza którego rozpościerał się zapierający dech w piersiach widok na całe miasto. Zerknęłam przez ramię na Logana i chwyciłam jeden ze swoich sztyletów. Odwróciłam się na pięcie celując w tył jego głowy.  Stał tam niczego nieświadomy, zupełnie niczym zwierzyna zapędzona w pułapkę. Wzięłam głęboki wdech. Nagle opuściłam dłoń chowając broń za siebie. Coś jakby tajemnicza siła złapała mój nadgarstek i nie pozwoliła oddać śmiertelnego ciosu. W tej samej chwili brunet skończył podziwiać tonące w światłach Los Angeles. Wycofałam się do kuchni napełniając szklankę trunkiem o który prosił.
- Wiesz jak na mnie działasz ? - Na dźwięk jego głosu całe moje ciało zesztywniało. Stał tuż za moimi plecami. Poczułam jak jego wargi muskają moją szyję. Nogi się pode mną ugięły a z gardła wydobył się cichy pomruk. Bezwiednie opuściłam szklankę, która roztrzaskała się na miliony małych kawałków. Usta bruneta błądziły po moim karku a dłonie coraz odważniej wsuwały się pod sukienkę.  Dawno nikt nie dotykał mnie w ten sposób. Przymknęłam powieki oddając się temu całkowicie.
- Tam jest sypialnia – wydyszałam odwracając się przodem do chłopaka. Objęłam jego kark przyciągając bliżej.  O mal nie pisnęłam gdy brunet porwał mnie na ręce. Żarliwie  obsypywałam pocałunkami jego umięśniony tors. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Miałam go unicestwić a tymczasem pragnęłam go... pragnęłam dzikiego seksu. Rzucił mnie na łózko, ściągając koszule. Moje dłonie wędrowały po jego idealnym ciele, wyglądał niczym młody Bóg w samych bokserkach. Spojrzałam w jego brązowe tęczówki a on delikatnie ujął moją twarz składając na ustach czuły pocałunek. Fala przyjemnego ciepła zalała moje ciało. Zagryzłam wargi  a mężczyzna rozerwał niczym dziki zwierz mój biustonosz. Cicho jęknęłam, zaczęłam się wić z rozkoszy gdy brunet drażnił językiem moje sutki. Wbiłam palce w jego łopatki i mocno odchyliłam się w tył. Boże było mi cholernie dobrze. - Kochaj się ze mną – błagałam raz po raz czując jego usta na swojej kobiecości, doprowadzał mnie do szału.... W końcu spełnił moją prośbę i jednym zdecydowanym ruchem wszedł we mnie. Z wnętrza mojego gardła dobył się głośny krzyk, a on wziął mnie w swoje ramiona posuwając coraz szybciej.  Gryzłam jego szyję zostawiając na niej maleńkie czerwone ślady – jesteś wspaniała – wyszeptał kładąc czoło na moim . Uśmiechnęłam się figlarnie przewracając go na plecy.
- Teraz moja kolej skarbie – odparłam odgarniając włosy na bok. Oparłam dłonie o jego tors i usiadłam na niego. Nasze piski wypełniły pokój. Miałam gdzieś czy ktoś nas usłyszy, liczyliśmy się tylko my.  - Kochanie jeszcze trochę – wychrypiałam. Byłam niczym w  uniesieniu.  Brunet złapał mnie w pasie powalając na materac. Znowu znalazł się nade mną. Jego wargi przesuwały się wzdłuż mojego ciała, całował mnie całą kawałek po kawałku. Jeździłam paznokciami po jego plecach delikatnie drapiąc. Doszliśmy równocześnie, mój kochanek opadł obok próbując złapać oddech. Nachyliłam się całując jego usta po raz setny tego wieczoru. Wtuliłam się w jego tors a on bawił się moimi wilgotnymi włosami.
- Eleno – odezwał się po chwili, niosłam twarz tak, że teraz miałam przed sobą te cudowne czekoladowe źrenice. - hmmm – wymruczałam skradając buziaka – muszę ci się do czegoś przyznać – objął mnie mocniej, zupełnie jakby się bał, że zaraz ucieknę i zostawię go samego – Na imię mam Logan, przepraszam... wiem, że cię okłamałem – musnęłam wargi chłopaka przerywając tym samym jego paplaninę – nie jesteś zła ? – wydukał zdziwiony – jestem Elektra – zacisnęłam usta w wąską linię spodziewając się najgorszego natomiast chłopak tylko się uśmiechnął – no to chyba jesteśmy kwita skarbie – pogłaskał wierzchem dłoni mój policzek – Skradłaś moje serce w ciepły letni dzień... Elektro...

wtorek, 25 lutego 2014

INFORMACJA

Witam wszystkich po dość długiej przerwie :) Przepraszam, że tak długo mnie nie było ale jak sami wiecie miałem sesję :(  No ale po ciężkim zakuwaniu mam już ją za sobą więc mogę wrócić do pisania :)
Zapraszam was również pod ten adres: http://i-can-be-your-hero-girl.blogspot.com/2014/02/prologue.html
Postaram się szybko wstawiać rozdziały :*

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Chapter 2

10 lat później...

Stałem na dachu ogromnego wieżowca czekając na swoją ofiarę. Hank Miller był zwyczajnym niczym nie wyróżniającym się mężczyzną, po prostu znalazł się w nie właściwym miejscu i w niewłaściwym czasie. W oknie naprzeciw mnie zapaliło się światło, przyłożyłem prawe oko do lunety karabinowej namierzając cel. Wstrzymałem oddech i powoli nacisnąłem spust. Pocisk wystrzelił zostawiając sporą dziurę w czole ofiary. W pośpiechu pozbierałem sprzęt a następnie pognałem w stronę schodów pożarowych. Znalazłszy się bezpiecznie na dole, jak gdyby nigdy nic wmieszałem się w tłum ludzi zapewne wracających z pracy. Wyciągnąłem z kieszeni telefon wykręcając dobrze znany mi numer.
- Zadanie wykonane - odparłem wykrzywiając twarz w delikatnym uśmiechu
- Dobra robota Loganie. Pieniądze dostaniesz wieczorem a teraz wiesz co masz robić -mężczyzna zakończył rozmowę. Otworzyłem tylną klapę telefonu, następnie wyjąłem baterię a kartę przełamałem na dwie równe części wrzucając do pobliskiego śmietnika. To była część procesu w ten sposób nikt nigdy nie zdołał mnie namierzyć, byłem niczym cień.
Dotarłem do mieszkania gdy ciemność całkowicie spowiła miasto. W skrytce znajdującej się pod podłogą schowałem broń, która była zamknięta w starym i już nieco zniszczonym futerale po skrzypcach. Przetarłem zmęczone oczy cicho wzdychając. Od kilku lat właśnie tak wyglądało moje życie. Zająłem miejsce na skórzanej sofie stojącej pod ścianą. W jednej ręce trzymałem butelkę najlepszej whiskey jaką amerykanie zdołali wyprodukować a w drugiej pilota od telewizora. Nacisnąłem guzik a moim oczom ukazały się najświeższe wiadomości. Wziąłem potężnego łyka ciemnego trunku, przyjemne ciepło przelało się przez moje ciało a serce znowu zaczęło szybciej pracować. Nagle moich uszu dobiegł głos spikera.
- Mężczyzna ginie w tajemniczych okolicznościach – oznajmij stojąc w mieszkaniu Millera – Nie ma świadków ani żadnych dowodów na to kto mógłby stać za tą okrutną zbrodnią – rozłożył dłonie w geście bezradności. - Jeśli jednak jest ktoś kto widział coś podejrzanego prosimy o szybki kontakt z policją – dokończył a na ekranie pojawiły się reklamy. Ktoś zapukał do drzwi. Zwlokłem się z kanapy i przekręciłem srebrną gałkę, moim oczom ukazał się Jax. Poznałem go w ośrodku szkoleniowym, był ulubieńcem mistrza Jina dopóki się nie zjawiłem. Wiedziałem, że mnie nienawidzi. Byłem od niego szybszy, silniejszy oraz zdolniejszy, nie mógł tego przeboleć. Wpuściłem go do środka. Czarną walizkę, którą trzymał w ręce położył na blacie w kuchni.
- Twoje wynagrodzenie – odparł wsuwając dłonie do kieszeni
- Dzięki – burknąłem – to wszystko ?
- Co to ? - spytał wskazują pod brudkiem ścianę całą pokrytą zdjęciami oraz różnymi wycinkami z gazet
- Nie twoja sprawa – syknąłem – wynoś się – blondyn rzucił mi złowrogie spojrzenie po czym zniknął. Moje ciało ogarnęło zmęczenie. Wszedłem do sypialni a w zasadzie pseudo sypialni iż było to puste pomieszczenie z wielkim materacem leżącym na podłodze. Wziąłem w dłonie fotografię oprawioną w ramkę. Zdjęcie przedstawiało małego chłopca w objęciach kobiety. Przymknąłem powieki a w mojej głowie momentalnie pojawiły się demony przeszłości...


- Tato, Tato spójs …. - krzyknął malec wywijając zeszytem
- Loganie co ja ci mówiłem, zamiast zajmować się głupotami mógłbyś przeznaczyć ten czas na ćwiczenia – odparł brunet
- Kochanie nie krzycz na niego – drobna blondynka kucnęła przy chłopczyku całując go w policzek – co namalowałeś skarbie – spytała łagodnym tonem
- peska – uśmiechnął się pokazując dzieło mamie. Kobieta objęła go tuląc mocno do siebie – Kocham cię szkrabie …


Poczułem jak po moich policzkach płyną łzy wtuliłem się w poduszkę cicho szlochając. Tak cholernie tęskniłem. Ktoś kiedyś powiedział, że ból w końcu minie zostawiając jedynie małą bliznę. To było kłamstwo. Ból wcale nie minął tylko wracał każdej nocy ze zdwojoną siłą powodując trudności w oddychaniu. Wspomnienia przeżytego horroru nie dawały mi spokoju. Zemsta się musi dopełnić inaczej moja dusza nigdy nie będzie wolna....
***




- Masz go znaleźć a następnie zlikwidować – Law stał plecami do mnie obserwując przez szybę słońce zachodzące nad Tokio.
- To wszystko ? - spytałam spoglądając na przystojnego bruneta ze zdjęcia
- Spraw żeby cierpiał - choć nie widziałam jego twarzy wiedziałam, że się uśmiechnął – Ostatni z rodu Hendersonów musi zginąć więc nie spieprz tego
- Nie martw się nie zawiodę – nałożyłam na ramiona swój czerwony płaszcz – Za godzinę mam samolot po jutrze powinno być po wszystkim – oznajmiłam
- Powinno ? - odwrócił się mierząc mnie wzrokiem – chyba się przesłyszałem...
- Będzie – poprawiłam

- Tak myślałem... a teraz idź – skinął głową na pożegnanie a ja opuściłam przestronny gabinet. Niedługo potem dotarłam na lotnisko. Przeszłam przez odprawę bagażową i już po chwili siedziałam na swoim miejscu. Oparłam czoło o niewielką szybę rozmyślając nad sposobem pozbycia się niejakiego Logana. Z letargu wyrwała mnie dopiero stewardesa
- Podać Pani coś do picia - uśmiech miała chyba przyklejony do twarzy
- Tak poproszę Pepsi - włożyłam słuchawki do uszu oczekując na ulubiony napój.

***

Obudził mnie potworny ból głowy. Wygrzebałem się spod pościeli udając do łazienki. Gdy ujrzałem swoje odbicie w lustrze - przestraszyłem się. Przede mną stał wrak człowieka. Odkręciłem kurek przemywając twarz chłodną wodą. Zmieniłem ciuchy oraz założyłem ciemne okulary na zapuchnięty oczy po czym wyszedłem z mieszkania. Wcisnąłem dłonie do kieszeni jeansów idąc przed siebie. Nie miałem konkretnego celu, po prostu włóczyłem się po mieście. Świeże powietrze było lekarstwem na truciznę płynącą w moich żyłach. Przystanąłem na skraju parku obserwując dziecko bawiące się ze swoim ojcem. Ja nie miałem prawdziwego dzieciństwa. Odwróciłem się na pięcie wpadając na kogoś. Gorąca substancja poparzyła moje ciało.
- Przepraszam Pana - głos kobiety był wyraźnie zdenerwowany 
- To moja wina - odparłem szybko - powinienem uważać jak chodzę
- Teraz przez to nie dostarczę organizmowi odpowiedniej dawki kofeiny - zaśmiała się 
- A więc kupię Pani następną  
Przeszliśmy na drugą stronę ulicy wchodząc do małej ale za to przytulnej  kawiarenki. Stoik w rogu był pusty więc zajęliśmy miejsca a kelnera przyjęła zamówienie.  Zdjąłem czapkę wraz z okularami odkładając je na bok. Jej szmaragdowo zielone oczy wbite były w moją twarz. Nieprzyjemny chłód przeszedł przez mój kręgosłup. 
   ***

Nie mogłam uwierzyć w to co widzą moje oczy. Siedziałam na przeciw mężczyzny, którego miałam zabić. To musiał być jakiś pieprzony żart. Jego twarz rozjaśnił uśmiech a moje serce zabiło szybciej. 
- Jestem Tommy - skłamał lecz ton jego głosu był niezwykle uwodzicielski. Nogi miałam jak z waty. 
- Elena - wymyśliłam jakieś imię na szybko  delikatnie odwzajemniając uśmiech.  Po raz pierwszy znalazłam się w tak chorej sytuacji zwykle to nie bywam na pogaduszkach ze swoimi ofiarami. Starałam się jak mogłam unikać spojrzenia jego czekoladowych oczu, niestety kiepsko mi szło. Wzięłam łyka parującego napoju przymykając powieki.
- Czym się zajmujesz  - spytał nie odrywając ode mnie wzorku
- Projektuje ubrania - w zasadzie nie kłamałam projektowanie było moją pasją 
- Rozumiem, że ten płaszcz to twoje dzieło - wskazał na czerwony materiał na moimi plecami. 
- Tak owszem - pokiwałam głową i dopiłam resztkę kawy - muszę iść, miło było cię poznać Tommy - podałam mu rękę i szybkim krokiem opuściłam kawiarnie.  Głęboko odetchnęłam gdy nagle poczułam jak ktoś łapie moją rękę 
- Nieźle kłamiesz - usłyszałam szept. Wyswobodziłam się z uścisku a brunet upadł na kolana 
- Skąd wiesz, że kłamię - spytałam spoglądając na niego z góry
- Hm... powiedzmy, że mam coś w rodzaju 6 zmysłu - zacisnęłam dłoń w pięść  lecz chłopak przewidział mój ruch. Odsunął się w porę unikając ciosu. Był zwinny. Na mojej twarzy zamajaczył grymas. Brązowooki podniósł się na nogi.  
- zatańczymy ? - spytał nie spuszczając ze mnie wzroku
- z miłą chęcią - odparłam atakując pierwsza. Był cholernie szybki potrafił odczytać każde moje posunięcie. Imponował mi.  Wskoczyłam jedną nogą na pobliską ławkę, wybiłam się w powietrze a drugą nogą wymierzyłam solidne uderzenie w twarz chłopaka. Zachwiał się po czym upadł. Czerwona ciecz buchnęła z jego warg. Wylądowałam z gracją tuż obok. Po raz kolejny wstał, otarł krew wierzchem dłoni blokując mój ruch. Złapał mnie w kleszcze swojego uścisku, choć próbowałam nie mogłam się oswobodzić.
- I co teraz Eleno - syknął. Przegrałam. - A ja chciałem cię tylko zaprosić na kolację - odrzekł kiwając głową - tak naprawdę nie sądziłem, że mnie okłamałaś, chciałem tylko jakoś zagadać a tu proszę ...- zacmokał z podziwem 
- Oferta dalej aktualna ? - spytałam ciężko oddychając 
- O 20 pod restauracją ''Glance'' - puścił mnie i wsiadł do nadjeżdżającej taksówki
Usiadłam na krawężniku. Boże co się ze mną działo. Schowałam twarz w dłonie a z moich oczu pociekły słone łzy....

sobota, 18 stycznia 2014

INFORMACJA

Po pierwsze chciałbym podziękować wszystkim osobom za czytanie moich wypocin :) THANK YOU ALL :) Jeśli lubicie Igrzyska Śmierci to zapraszam was na mojego drugiego bloga, którego będę prowadził równo z tym.... Oto link : http://you-and-i-will-be-safe-and-sound.blogspot.com/  i dodam, że rolę Gale'a przejął Kendall:)
Zbliża mi się sesja więc błagam bądźcie wyrozumiali :) Jeszcze raz WIELKIE DZIĘKI :)

czwartek, 16 stycznia 2014

Prologue

"Każdy wojownik światła bał się kiedyś podjąć walkę. Każdy wojownik światła zdradził i skłamał w przeszłości. Każdy wojownik światła utracił choć raz wiarę w przyszłość. Każdy wojownik światła cierpiał z powodu spraw, które nie były tego warte. Każdy wojownik światła wątpił w to, że jest wojownikiem światła. Każdy wojownik światła zaniedbywał swoje duchowe zobowiązania. Każdy wojownik światła mówił "tak", kiedy chciał powiedzieć "nie". Każdy wojownik światła zranił kogoś, kogo kochał . I dlatego jest wojownikiem światła. Bowiem doświadczył tego wszystkiego i nie utracił nadziei, że stanie się lepszym człowiekiem." 



He was the perfect warrior, cold and ruthless! He lived by has strength alone! Uninhibited by foolish emotion...



Mały chłopczyk szedł samotnie w nieznanym mu kierunku. Wokół niego rósł gęsty las a nad nim miliony gwiazd rozświetlały ciemne niebo. Do jego uszu oprócz szumu wiatru dobiegł przeraźliwy krzyk.  Przyśpieszył kroku wsuwając zmarznięte dłonie do kieszeni spodni. Łzy wielkości ziaren grochu kapały z jego brązowych oczu.
- Ty będziesz następny - jego mózg przeszył głos podobny do syczenia jadowitego węża. Serce waliło mu jak oszalałe, chciał być jak najdalej od miejsca, w którym zaledwie godzinę temu rozegrał się krwawy horror. Odwrócił głowę za siebie niespokojnie się rozglądając, jakiś cień mignął tuż obok starego dębu ogarnęło go dziwne uczucie zupełnie jakby ktoś za nim podążał. Poruszał kończynami sprawdzając czy strach nie sparaliżował jego ciała. Spojrzał ostatni raz w kierunku drzewa i nie patrząc pod nogi pognał przed siebie. Płuca paliły go żywym ogniem lecz on nie zwalniał. Jego życie leżało teraz w jego nogach, odgłos łamanych gałęzi niósł się echem po ciemnym lesie. Rękami odgarniał krzaki, które orały jego twarz oraz zostawiały liczne rany. Stopa bruneta zahaczyła o wielki korzeń, i chłopak runął w dół zbocza, zatrzymał się na brzegu o mało nie wpadając do rzeki przepływającej przez środek lasu. Jego wzrok powędrował na rwącą wodę, nie zastanawiając się 2 razy wskoczył do niej, rozpaczliwie młócąc rękoma próbował wygrać z silnym wiatrem jak i z coraz mocniej zacinającym deszczem. Czuł jak woda dostaję się w jego płuca chcąc ściągnąć go na samo dno. Resztkami sił dopłynął do celu opadając w błoto. Spazmy kaszlu przeszywały jego zmęczone ciało lecz nie mógł się poddać, nie teraz, nie gdy był już tak daleko. Podniósł się ponownie ruszając przed siebie, każda cząstka paliła go z bólu, chłopak jedynie zacisnął zęby starając skupić swoje myśli nad tym że musi odnaleźć schronienie.
- i tak cię złapie - w jego głowie ponownie rozbrzmiał ten sam przepełniony jadem syk. Jego małym ciałem wstrząsnęło miliony dreszczy, coraz bardziej zaczynał się bać teraz był pewien, że wyobraźnia nie płata mu figli w tym samym momencie dostrzegł w oddali blade światło, zamrugał kilkakrotnie powiekami lecz ono nie zniknęło. Czuł jak wstępuję w niego nadzieja, odnalazłwszy w sobie resztkę energii mocno przyśpieszył. Będąc już prawie na miejscu jego głowę przeszył gigantyczny ból. Ogarnęła go ciemność  a on sam upadł tracąc przytomność...
                                                                                        ***
-  Mistrzu co zrobimy z chłopakiem - niski blondyn podszedł do siedzącego na skale mężczyzny w starszym wieku.
- Dużo przeszedł, trzeba się nim zająć a jak wydobrzeje zacznie trening wraz z innymi - odparł splatając palce
- Mistrzu nie sądzę aby to był dobry pomysł
- Wyczuwam w nim ogromną moc Jaxie....
- Tak jak i nienawiść - wtrącił chłopak - emanuje z niego potężna a zarazem mroczna siła
- Znałem Jego ojca to nie przypadek, że trafił tutaj. Niewątpliwie ten dzieciak jest stworzony do wyższych celów - zakończył dyskusje mędrzec
                                                                                         ***
Promienie słońca wpadły do pomieszczenia wybudzając go ze snu. Poruszał kilkakrotnie powiekami uzyskując ostrość widzenia. Powoli podniósł się do pozycji siedzącej lecz szybko pożałował swojej decyzji. Ból spowił całą jego czaszkę w skutek czego chłopak opadł z powrotem na materac. Nie wiedział gdzie się znajduje, setki myśli kłębiło się w jego głowie. Drzwi naprzeciw niego się uchyliły i do środka wszedł wolnym krokiem starszy mężczyzna. 
- Witaj Loganie - odparł z uśmiechem malującym się na jego  twarzy pokrytej licznymi zmarszczkami, brunet nie odpowiedział tylko wpatrywał się zacięcie w oczy starca. 
- Nic ci już nie grozi chłopcze, znajdujesz się w ośrodku szkoleniowym. Tylko osoba zapisana oraz należąca do tego miejsca mogła je odnaleźć.
- I ja niby jestem taką osobą - parsknął chłopak 
- Twój tato zapisał Cię zanim się jeszcze urodziłeś 
- Znał Pan mojego ojca - Logana ogarnęło zdziwienie, zmrużył powieki nie wiedząc co powiedzieć
- To nie temat na teraz - mężczyzna przerwał rozmowę - Odpoczywaj wkrótce zaczynasz trening- po tych słowach zniknął zostawiając bruneta samego wśród setek pytań lecz bez żadnych odpowiedzi....